Naiwność islandzkiej prasy
Artykuł z portalu Niezalezna.pl:
FAKE NEWS / ŚWIAT /
WIADOMOŚĆ / 22.11.2018, godz. 17:31
Islandczycy tropią „polski faszyzm”. Dzwoniący do ambasady
RP witają się słowami „Heil Hitler”
Ledwo zakończył się tegoroczny Marsz Niepodległości, a już
niektóre światowe media przypuściły nagonkę, określając
patriotyczną manifestację Polaków jako faszystowską.
Niektórzy kolportowali zdjęcia z innych wydarzeń,
przypisując je do tegorocznego marszu. Wśród kolportujących
obraźliwe kłamstwa znalazła się także islandzka gazeta "Stundin".
Po opublikowaniu artykułu niektórzy dzwoniący do polskiej
ambasady Islandczycy pozwalali sobie na powitanie słowami "Heil
Hitler". Interweniowała Ambasada RP.
Sytuacja zrobiła się przykra i wymagała reakcji. Domagali
się tego ode mnie mieszkający na Islandii Polacy. Nie
chciałem dopuścić do sytuacji, aby jeden niezbyt mądry
artykuł zepsuł relacje, jakie udało nam się z Islandczykami
zbudować - powiedział ambasador RP w Islandii Gerard
Pokruszyński.
Dyplomata wystosował do gazety "Stundin" list, z kopią do
wiadomości islandzkich władz, w którym przypomniał historię
Polski oraz stosunek Polaków do nazizmu.
Jak to jest możliwe, żeby w przestrzeni publicznej w
demokratycznej Islandii można było tak swobodnie używać
określeń tego typu pod adresem zwykłych obywateli i posądzać
ich o związki z tą niemiecką machiną zbrodni. W Polsce,
która 1 września 1939 roku zbrojnie jako pierwsza stawiła
opór faszystowskim Niemcom, która tyle wycierpiała w czasie
II Wojny Światowej, która straciła 6 milionów swoich
obywateli, której stolicę - Warszawę faszyści zrównali z
ziemią, jesteśmy szczególnie wyczuleni na tego typu retorykę
- napisał Pokruszyński.
Polski dyplomata podkreślił, że bezpodstawnymi oskarżeniami
łatwo jest zniszczyć więź między islandzkim a polskim
narodem.
Tysiące Polaków zamieszkują ten piękny kraj i wnoszą cenny
wkład w rozwój ekonomiczny i kulturalny Islandii. Tysiące
Islandczyków z coraz większym zaciekawieniem udają się do
Polski, aby poznać kraj często ich sąsiadów - jego kulturę,
tradycje, przyrodę i historię - zaznaczył ambasador.
Według najnowszych danych na Islandii (338 tys. mieszkańców)
zameldowanych jest oficjalnie ponad 19 tys. Polaków, a w
praktyce przebywa ich tam nawet 30-40 tys. Polacy stanowią
największą grupę imigracji na Islandii - 43 proc. W
niektórych mniejszych miejscowościach stanowią nawet
większość.
List ambasadora został opublikowany przez "Stundin" wraz z
odpowiedzią, w której redakcja odrzuciła oskarżenia o
stronniczość i nie zmieniła kontrowersyjnych określeń.
Na stanowisko polskiego ambasadora w ostrym tonie zareagował
redaktor naczelny demaskatorskiego portalu WikiLeaks,
następca Juliana Assange'a, Islandczyk Kristinn Hrafnsson. W
tekście opublikowanym przez "Stundin" napisał on, że "to
wyjątkowo bezczelne zachowanie (ze strony ambasadora) i
powinno zostać mocno skrytykowane przez władze
(islandzkie)". Według niego reakcja polskiej strony jest
"nieuzasadniona" oraz jest "atakiem na wolne media".
Nie rozumiem oskarżeń o naciski. Mój list został wysłany do
redakcji z kopią do wiadomości władz islandzkich i tyle. Nie
domagałem się żadnej reakcji - tłumaczy ambasador
Pokruszyński, który jak sam podkreśla, w przeszłości walczył
na ulicach w Polsce o wolność mediów w starciach z ZOMO.
Sprawą zajął się także islandzki publiczny nadawca
radiowo-telewizyjny RUV, zastanawiając się, czy publikacja
artykuł w "Stundin" może zaszkodzić relacjom
islandzko-polskim.
W przekazanym RUV stanowisku islandzkie ministerstwo spraw
zagranicznych stwierdza, że nie będzie podejmować działań i
że nie otrzymało formalnie żadnego pisma.
Ambasadorowie mają prawo do występowania w sprawach, które
wiążą się z ich państwem. Stosunki z Polską nadal pozostaną
bardzo dobre - oświadczyło islandzkie MSZ.
Jon Bjarki Magnusson, autor artykułu w "Stundin", w którym
pojawiły się pod adresem Polaków określenia "naziści" oraz
"faszyści", przyznał w rozmowie z islandzkimi mediami, że
otrzymał "nieprzyjemne wiadomości od Polaków", ale nie
definiuje ich jako bezpośrednie zagrożenie. Dziennikarz nie
był na miejscu w Warszawie 11 listopada, a swój artykuł o
marszu niepodległości oparł na podstawie relacji innych
mediów. Nadal zamierza opisywać wydarzenia w Polsce.
W swoim artykule dziennikarz napisał m.in., że podczas
marszu... naziści trzymali transparenty z napisami "Biała
Europa" oraz z hasłami, że Europa powinna być wyłącznie dla
Europejczyków.
Niektórzy palili flagi Unii Europejskiej, inni machali
flagami z symbolami nazistowskimi. Można było usłyszeć pełne
nienawiści okrzyki przeciw uchodźcom i imigrantom, a także
hasła odwołujące się do tego, że Holokaust, za który
odpowiedzialni są niemieccy naziści, to nieprawda i
sfałszowanie historii. Było także słychać, że wrogów państwa
polskiego można zabijać. Niektóre polskie media były
określane właśnie jako ci wrogowie - zaakcentował autor.
Według "Stadium" marsz niepodległości "nigdy nie zgromadził
tak licznej grupy uczestników jak w tym roku". "Zakłada się,
że wzięło w nim udział około 200 tys. osób, a wśród nich
rodziny. Mówi się, że było to największe zgromadzenie
narodowców i radykalnych prawicowców na całym świecie w
ostatnim czasie" - podkreślono.
Przyczyną tak licznej frekwencji było, według islandzkiej
gazety, wspieranie tej inicjatywy przez najważniejsze osoby
w państwie, w tym prezydenta Andrzeja Dudę.
Źródło artykułu (Niezależna.pl)