Najczęstsze błędy turystów na Islandii
31 października 2019 (aktualizacja: 8 września 2022)
Przemierzając Islandię dziesiątki razy zastanowiliśmy się z
kolegami przewodnikami, jakie błędy najczęściej popełniają
turyści odwiedzający wyspę. Niektóre to niewielkie faux pas,
inne to zwykła głupota lub tracenie pieniędzy, jeszcze inne mogą
kosztować utratę życia lub zdrowia. Oto one:
Planowanie zbyt krótkiego pobytu
Niektórym szkoda każdego dnia urlopu, większość liczy na
oszczędność, albo że „jeszcze tu wrócę”. Tymczasem przyjechanie
jedynie po to, by dzień spędzić w Reykjavik, w kolejny objechać
Złoty Krąg, a trzeciego objechać półwysep Reykjanes i wymoczyć
się w Błękitnej Lagunie to raczej strata czasu. Chyba, że ktoś
chce jedynie „odhaczyć” kolejne odwiedzone państwo. Skoro już
się tu wybieramy, poświęćmy choć te 9 dni na objechanie wyspy,
albo i dwa tygodnie z Fiordami Zachodnimi (choć to i tak szybkie
tempo). Wyjątkiem mogą być wypady zimowe, na zorze polarne, ale
to raczej dla tych którzy Islandie już widzieli latem, lub
wiedzą że wrócą tu gdy będzie cieplej.
Zbyt ambitne plany
Na mapie odległości wydają się często niewielkie, i co
ambitniejszy turysta liczy, że wszystko uda się zobaczyć w kilka
dni. Tymczasem mamy nieprzewidziane postoje, wąskie drogi czy
zmienną pogodę. Szczególnie zabawnie robi się, gdy ktoś sam
rezerwuje nocleg w jednym miejscu i planuje zwiedzenie połowy
wyspy, po czym na miejscu okazuje się, że to nie takie proste
jak na Google Maps. Wyspa sprzyja refleksji i zachwyceniu się i
kontemplacji tu i teraz. Zwiedzanie Islandii to też cieszenie
się drogą i „zwykłymi” krajobrazami, a nie wyłącznie odhaczanie
popularnych atrakcji od A do Z. Czasem mniej znaczy więcej, jak
mawiał klasyk.
Kupowanie wody w butelkach
Po tym w sklepie rozpoznasz turystę, i to niedoświadczonego. Nie
tylko obciążasz tym środowisko, ale przede wszystkim marnujesz
pieniądze, bo zimna woda w dowolnym kranie na wyspie jest
krystalicznie czysta i doskonałej jakości. No i nie wystawiona
na ciągły kontakt z plastikiem. Ewentualnie jedna, którą
uzupełniamy w kranie – wszak pić trzeba!
Złe ubranie
Wiele osób przylatuje na Islandię z myślą, że na tej szerokości
geograficznej musi być zimno i ubierają się jak na Antarktydę.
Tymczasem pogoda zmienia się co chwilę, ponadto wiele czasu
spędzają w samochodzie czy w pomieszczeniach i męczą się bądź
łapią przeziębienie. Dlatego najważniejsze są warstwy ubrania,
których szybko możemy się pozbywać. I koniecznie odporna na
deszcz kurtka, niezależnie od pory roku. Czyli – ubieramy się na
cebulkę. No i bezwzględnie zabieramy kostium kąpielowy!
Śliskie buty
Zimą bywa ślisko nawet w mieście, nie wszystkie chodniki są
podgrzewane. Czasem naprawdę nie da się zrobić kroku w
nieodpowiednim obuwiu, również przy wodospadach, gdzie opadające
kropelki wody szybko zamarzają. Jeżeli nasze buty są zbyt
śliskie, warto dokupić nakładki z kolcami na obuwie, mogą
uratować przed złamaniem.
Niedocenianie pogody
Islandczycy żartują, że prognozę pogody trzeba sprawdzić, a
potem ją… zignorować. Owszem, ale może idąc na basen w
Reykjaviku, a nie wyruszając w daleką trasę, czy tym bardziej w
interior. Za każdym przed opuszczeniem miejsca noclegu trzeba
sprawdzić pogodę (vedur.is)
i mieć dla niej pokorę! Za oknem jest pięknie, a za kwadrans
może nas zasypać burza śnieżna. Z islandzką pogodą nie ma
żartów, szczególnie zimą.
Odkręcanie od razu gorącej wody w kranie
Islandia to coś więcej niż „ciepła woda w kranie”. Tu woda
potrafi być naprawdę gorąca, o czym zawsze uprzedzamy
uczestników wycieczek. Można się poparzyć, dlatego odkręcamy
ostrożnie i zawsze wpierw sprawdzamy czy jest bezpieczna.
Przepłacanie za alkohol
Alkohol na Islandii jest horrendalnie drogi i trudno dostępny
(piwo w barze zaczyna się od 30 PLN, w supermarkecie kupimy
wyłącznie produkt piwo-podobny o zawartości alkoholu do 2,25%, a
najtańsze pół litra wódki zaczyna się od 120 PLN wyłącznie w
sklepach monopolowych Vínbúðin, zwykle zamkniętych gdy są
potrzebne). Tymczasem wylatując do Islandii z Polski w sklepie
wolnocłowym mamy jeszcze niższe ceny za alkohol niż w kraju, bo
lecimy do kraju pozaunijnego. Alkohol z zagranicy przywożą nawet
Islandczycy, którzy sami nie piją.
Nie pójście na basen
Korzystanie z basenów, a szczególnie gorących kąpieli jest na
Islandii powszechne. To tam Islandczycy spędzają czas z rodziną,
spotykają się z przyjaciółmi, omawiają interesy czy chodzą na
randki. Baseny termalne są nawet w mniejszych miejscowościach. U
nas koszt podgrzania wody to największy wydatek dla pływalni,
Islandczycy gorąca wodę mają za darmo (to chyba jedyna rzecz
która jest tańsza niż w Polsce). Mimo to wielu turystów z
jakiegoś powodu je omija (do pierwszego razu, bo potem chcą
wracać codziennie). Zresztą nie ma nic przyjemniejszego po dniu
zwiedzania niż relaks w gorących źródłach.
Wejście na basen bez prysznica
Dla Islandczyka to nieomal zbrodnia – o konieczności
skorzystania z prysznica napisy w kilku językach na każdej
pływalni. Należy umyć się bez okrycia (dla wstydliwych zwykle
jest gdzieś kabina, choć Islandczycy uważają to za fanaberię).
Zawsze jest darmowe mydło lub szampon. Tu jest to o tyle
ważniejsze, że Islandczycy nie dodają chemii do wody, często
nawet chloru. Zresztą prysznic przed basenem to podstawa dobrego
wychowania chyba nie tylko na Islandii?
Niespróbowanie islandzkiej kuchni
Zrozumiałe, że nie każdy musi zajadać się zgniłym mięsem rekina
czy baranim łbem. Ale spędzenie dwóch tygodni na Islandii
wyłącznie na chińskich zupkach i pasztecie z Biedronki to
zdecydowanie przesada! Wiadomo, że jedzenie na mieście jest tu
bardzo drogie, ale naprawdę warto odżałować te około 180 złotych
by spędzić choć jeden wyjątkowy wieczór w eleganckiej
restauracji z bufetem z owoców morza, islandzkich ryb,
jagnięciny i wszystkiego, co islandzka kuchnia ma najlepszego.*
Dawanie napiwków
Islandczycy napiwków nie dają, nie ma takiej tradycji. Wszystko
jest wystarczająco drogie, a kelnerzy czy taksówkarze dobrze
opłacani. Oczywiście turyści, głównie amerykańscy zwykle o tym
nie wiedzą i czasem napiwki dają. Raczej nikt się nie już za to
obrazi, ale z czystym sumieniem można tego nie robić. No chyba
że kelnerem czy przewodnikiem jest nasz rodak i jesteście
wyjątkowo zadowoleni!
Zły dobór samochodu
„Będę jeździć tylko po głównych atrakcjach, wystarczy toyota
Aygo albo Fiat 500…, to wyjazd niskobudżetowy…”. Kończy się
wysokimi kosztami lub pozostaniem w hostelu. Przy niezłej
pogodzie takie auto na podstawowe atrakcje wystarczy, ale
niektórzy próbują i takimi maluchami pokonywać „efki”, czyli
drogi najniższej kategorii oznaczone literą F. Kto wiedział, że
większość aut z wypożyczalni ma wbudowane GPSy, a regulamin
pozwala nałożyć karę za używanie niedozwolonych dróg?
Prowadzenie samochodu bez doświadczenia
Wiele osób naprawdę nie zdaje sobie sprawy, że prowadzenie auta
na Islandii, szczególnie zimą, wymaga doświadczenia. Drogi
często są nie odśnieżone, oblodzone, nieposypane, zamiecie
śnieżne uniemożliwiają jazdę, podmuchy wiatru nie pozwalają
utrzymać się na drodze, a często nawet nie do końca wiesz
którędy ona prowadzi. Wypożyczenie pojazdu z napędem na 4 koła
dodaje niektórym pewności siebie, co kończy się wysokimi
kosztami. Nawet przy najlepszym ubezpieczeniu – turyści są
zaskoczeni że muszą zapłacić za wymianę przedniej szyby za
odprysk po kamyczku, choć wydali majątek na polisę (a zdarza się
to In głównej drodze z lotniska!). Nie wspominamy o zalaniu
samochodu przy przekraczaniu brodów.
Ignorowanie komunikatów o zamknięciu drogi
Godzinami można opowiadać historie, które wydarzyły się
lekkomyślnym turystom. Moglibyśmy się z śmiać, gdyby nie fakt,
że wiele z nich zakończyło się tragicznie. Przykład: na oko
droga wydawała się przejezdna, a przecież znak o zamknięciu
drogi da się ominąć. Samochód utknął w śniegu, zasięg telefonu
się skończył, nikt nie pomógł wyciągnąć auta (wszak droga
zamknięta). Paliwo się skończyło, bo przecież nie będziemy
czekać w zimnym samochodzie, para zmarła z wychłodzenia
organizmu… Nawet jeśli historia skończy się nie tak tragicznie,
pozostaną koszty uszkodzonego samochodu. A wtedy nie tylko
ubezpieczenie nie zadziała, ale też nie wypłacisz się za akcję
ratunkową. Przed wyruszeniem w drogę sprawdzamy komunikaty na
stronie
Road.is i… nie ignorujemy komunikatów.
Zatrzymywanie samochodu na drodze
Niektórym emocje związane z pięknymi widokami udzielają się tak
bardzo, że porzucają auto choćby na środku drogi i wychodzą
robić zdjęcia. Zdarza się, że za takimi śmiałkami stanie w
kolejce kilka innych samochodów (przecież trzeba uwiecznić spęd
koni). Nawet jeśli tylko fragmentem samochodu stanęliśmy na
drodze, jest to bardzo niebezpieczne. Było wiele wypadków, w
których inny samochód uderzył w ten stojący na drodze, potrącony
został turysta robiący zdjęcie, w najlepszym wypadku urwane
zostało lusterko albo drzwi. Nie ma żartów!
Jazda off-road
Czasem jadąc przez wyspę widzimy ślady po kołach samochodów na
zboczach gór albo czarnych, pustynnych piaskach. Zastanawiamy
się, co za idiota zjechał z drogi by zrobić coś takiego.
Delikatna, powulkaniczna gleba potrzebuje dziesiątek lat, aby
stać się stabilna, a ślady po takiej jeździe mogą widoczne
równie długo! Czasem powodują erozję, która zamienia ślady po
oponach w coraz głębsze rowy. Jazda off-road poza miejscami do
tego wyznaczonymi jest surowo zakazana, grozi wysoką grzywną
albo aresztem! Jak mało co działa na nerwy Islandczykom i
odpowiedzialnym turystom, którzy muszą potem oglądać
zniszczenia.
Jazda bez odpowiednich świateł
Prowadząc auto pamiętaj, że na Islandii istnieje obowiązek jazdy
nie tylko z przednimi, ale i tylnymi światłami. Turyści często
włączają ustawienia automatyczne, a to nie wystarczy. Jeżeli sam
wypożyczasz auto, pamiętaj o włączeniu tylnych świateł, inaczej
możesz dostać mandat.
Zwlekanie z tankowaniem
„Może będzie większa stacja, może będzie tańsza…?” Takie pytania
mogą zakończyć się tym, że paliwa zabraknie nam zanim dojedziemy
do celu. Tak, samochód ma rezerwę, ale jechanie na oparach nie
może trwać wiecznie, w końcu usłyszymy (niespodziewane?)
zacięcie i samochód powoli, cichutko się zatrzyma. Dlatego znak
sugerujący zatankowanie nie stoi tam przypadkowo. Na górskich
drogach palimy więcej. A odległości na Islandii są bezwzględne.
Przepłacanie za paliwo
I tak na tankowanie wydacie majątek, ale różnice między cenami
na stacjach są ogromne. Link do strony z aktualnymi cenami
znajdziecie
tutaj.
Ignorowanie znaków i zakazów
Gdyby każdy turysta tylko na chwilę zszedł z wytyczonej ścieżki…
Gdyby każdy zabrał tylko jeden kawałek lawy i jeden kamyczek z
czarnej plaży… Brzmi to jak moralizatorstwo, ale… liczba
turystów odwiedzających rocznie Islandię przekroczyła 2,5
miliona osób i naprawdę pojawił się problem. Tym bardziej że
często przekroczenie linki ograniczającej dostęp do wodospadu
czy gorącego źródła to nie tylko problem dla przyrody, ale
narażanie zdrowia i życia. Były już przypadki poparzenia przy
robieniu selfie. Warto?
Igranie z naturą
Niektóre rzeczy nie są formalnie zakazane, bo nikomu nie
przyszło do głowy ze można być aż tak głupim by zrobić coś
takiego jak piknik na krze lodowej. Sam byłem świadkiem próby
zrobienia zdjęcia na oderwanym fragmencie lodowca, co nieomal
zakończyło się tragedią. Jökulsárlón nie jest to też dobrym
miejscem do morsowania. Albo jedna z czarnych plaż: Reynisfjara.
Choć tyle mówi się o śmiertelnych wypadkach nie ma chwili by
ktoś nie próbował podejść pod same fale. Te zwykle są podobne,
ale jedna na kilkaset jest spotęgowana do tego stopnia, że nie
zdążysz uciec choćby co. Zmoczone buty i spodnie lodowatą wodą
to najmniejszy problem – fala może wciągnąć do oceanu i szansa
na wyratowanie jest niewielka.
Skupianie się na zdjęciach
Śmiejmy się czasem z japońskich turystów, a zachowujemy się
podobnie. Żeby chociaż robić profesjonalne zdjęcia, ale
niektórzy pstrykają gdziekolwiek, byle jakim aparatem czy nędzną
komórką. Nieważne że przez brudną szybę, że rozmazane, że
większość osób nawet ich potem nie posegreguje, nie mówiąc o
tym, by kiedykolwiek wrócić do nich ponownie. Albo czy potrzeba
pojawienia się na tle każdej atrakcji nie jest przejawem
narcyzmu? Lepiej zrobić kilka wyjątkowych zdjęć, które zostaną
nam na całe życie, a zamiast patrzeć na piękno Islandii przez
obiektyw czy wyświetlacz w smart fonie, zachwycić się chwilą i
taką ją zapamiętać…
Zły bagaż
Zdarza się, że turyści podróżujący kilkuosobową grupą (a takie
są najpraktyczniejsze i wychodzą najtaniej) są zaskoczeni na
lotnisku, że ich bagaże nie mieszczą się w samochodzie. Każdy
zabrał bowiem wielki, sztywny kufer, zamiast mniejszej,
najlepiej elastycznej torby.
Używanie parasolki
Wywołuje szczery uśmiech u Islandczyków i mija się z celem.
Deszcze i tak zwykle padają poziomo. Poza tym musiałby być chyba
pancerny żeby wytrzymać islandzką pogodę. Możesz odpuścić
zabieranie go na wycieczkę na Islandię.
Męczenie zwierząt
Konie islandzkie dzielnie pozują do zdjęć, ale nie ciągłe
zaczepianie ich przez turystów nie pozostaje dla nich obojętne.
I coraz częściej drażni farmerów. Podobnie nie wypada podchodzić
do ptasich gniazd czy próbować głaskać maskonurów, etc. Szczytem
wszystkiego była grupa turystów jednego z państw zachodnich
(przez litość nie wymienię jego nazwy), którzy w 2017 roku w
okolicach Breiðdalsvíku na wschodzie wyspy poderżnęli gardło
baranowi, aby zrobić grilla. Uniknęli więzienia, ale drogo ich
to kosztowało, no i pozostał wstyd.
Kempingowanie w niedozwolonym miejscu
To już nie te romantyczne czasy, gdy człowiek zmęczony nad ranem
rozbijał namiot, a rano okazywało się, że to pole golfowe. I
Islandczykom czasem kończy się cierpliwość, chcą też zarobić.
Nie tylko za rozbici namiotu można dostać mandat, ale także za
spanie w samochodzie w miejscu niedozwolonym.
Omijanie perełek
Wielu turystów podróżujących samodzielnie odhacza atrakcje z
checklisty, dumnych z siebie, że przed wyjazdem sprawdzili w
Internecie co warto zobaczyć. Prawda jest taka, że bez
doświadczonego przewodnika omija się nawet drugie tyle pięknych
miejsc, o których nie mamy prawa wiedzieć. Czasem wystarczy
pójść na spacer w drugą stronę niż idzie większość turystów, i
nawet jeśli miejsce jest mniej spektakularne, to jest szansa, że
będziemy tam sami, a to już na Islandii staje się luksusem.
Lagunowe faux pas
Dla wielu samo pojawienie się w Błękitnej Lagunie, symbolu
zdzierstwa (wstęp: 77 EURO!) i turystycznej komercji jest faux
pas. Ale jeśli już tam jesteśmy, pamiętajmy o kilku zasadach.
Panowie: nie golimy się w dniu wejścia na lagunę (boleśnie
szczypie). Panie: nie zanurzamy głowy (włosy staną się sztywne
jak po zanurzeniu w gipsie). Panowie i Panie: Laguna sprzyja
intymnym uniesieniom, ale ze względów higienicznych warto się
powstrzymać. Zresztą ratownicy i operatorzy kamer wyszykują zbyt
poufałe pary i bezceremonialnie przywołują gruchające ptaszki do
porządku.
Wyrabianie paszportu specjalnie by przylecieć na Islandię
Tak, to zbędne – bo islandzką granicę przekroczymy posługując
się dowodem osobistym. Swoją drogą – tak nam przez lata
wmawiano, że wejściu do Unii Europejskiej zawdzięczamy
podróżowanie bez paszportów… To oczywiście propaganda, bo jedno
z drugim niema nic wspólnego. Islandia nie jest członkiem UE,
ale przystąpiła do Strefy Schengen, dlatego na Islandię
wjedziemy bez problemu na dowód osobisty.
Ślepe ufanie Google Maps
Zdarza się, że potrafią wywieźć w pole. Widzieliśmy samochody
wyciągane z rzeki, ściągane z lodowca, odholowywane gdy
skończyło się paliwo… Widzieliśmy rachunki z wypożyczalni za
zniszczone podwozia, bo choć Google Maps pokazywał drogę, to nie
dla osobówki z niskim zawieszeniem, a już na pewno nie wczesną
wiosną… A pomoc drogowa potrafi być na Islandii bardzo
kosztowna… Nie ufaj Google Maps ciemno, włącz myślenie!
Wydawanie pieniędzy na niepotrzebne „atrakcje”
Powiedzmy sobie szczerze: wiele atrakcji to zwyczajne naciąganie
ludzi, dlatego niektóre sami odradzamy. Są jednak i takie,
których po prostu nie można ominąć! Nie czas i miejsce je tu
wymieniać, ale warto o tym pamiętać, bo większość nie jest
tania. Szczytem wszystkiego jest masowo wykupywany zimą „wyjazd
na oglądanie zorzy”, który jest niczym innym wywiezieniem
naiwnych turystów nocą na pustkowie poza miasto za grube
pieniądze, oczywiście bez gwarancji, że zorza akurat będzie…
Samodzielny wyjazd
Biuro podróży ma na mnie zarobić? Sam zorganizuję wyjazd taniej!
Okazuje się, że nie zawsze tak jest. Jesteśmy pasjonatami
Islandii, mamy na miejscu samochody, zniżki na noclegach i
przelotach, poza tym w grupie (maksymalnie 8 osób, to wciąż jak
private tour) koszty rozkładają się inaczej niż przy dwóch i
cena się wyrównuje. Ponadto oszczędzimy kilka dni czasu na
przygotowania, nie ominiemy niczego ważnego, dowiemy się więcej,
nie musimy skupiać się na GPS-ie, stresować na drodze, no a w
gorących źródłach możemy wypić drinka, bo nie prowadzimy auta.
Zresztą sam nas zapytaj!
MS
Artykuł powstał po konsultacji z Islandczykami, przewodnikami
z Islandia,org.pl, na podstawie doniesień prasowych oraz plotek.
* Zapytaj nas gdzie polecamy takie miejsce i jak dostać
zniżkę:
islandia@islandia.org.pl
|