|
OPOWIEŚCI
O ELFACH Jacek
Godek Dnia 10
września 1995 roku Islandzka Telewizja Państwowa podała, że w okolicach
gospodarstwa Ljaskogar w Dalasysia miało miejsce natępujące wydarzenie:
budowniczowie drogi Zachodniej (Vesturlandsvegur) postanowili wysadzić w
powietrze skały o nazwie Klofsteinar w celu przygotowania miejsca pod
przydrożny parking, jednak nie mogli tego wykonać, gdyż ekipę zaczęły
nękać rozmaite nieszczęścia i wypadki. Poproszono więc o pomoc
mieszkankę gospodarstwa, Reginę Hallgrimsdóttir, która
zgodziła się
negocjować z istotami nadprzyrodzonymi zamieszkującymi wśród skał,
którzy wg niej mieli odrębne zdanie na temat ulokowania parkingu. Rzecz
zakończyła się tym, że ludzie uznali racje elfów i parking ulokowano w
miejscu wskazanym przez te istoty. Bez wątpienia są to pozostałości po średniowiecznej
wierze w zaświaty, opisanej w Eddzie Snorriego i której ślady zachowały
się dotąd w nazewnictwie. Wiele miejsc swoje nazwy wywodzi od słowa alfur
(elf) lub tröll (trol), inne zaś łączone są z zaprzeszłymi
wydarzeniami opiewanymi w podaniach ludowych. Chociaż wątpliwe jest, by
wiara w istoty nadprzyrodzone była równie żywotna co niegdyś, choćby
jeszcze na początku tego wieku, to opisana wyżej przygoda drogowców,
relacjonowana przez telwizję, radio i prasę, dobitnie świadczy o tym, że
jeszcze istnieje. Mimo ogromnych zmian, jakie dokonały się w Islandii w
mijającym wieku, mieszkańców tego kraju wciąż niepokoją pytania, co jest tam po drugiej stronie,
owiane mgłą niejasności. Tym bardziej, że na długie jesienno - zimowe
miesiące wyspa pogrąża się w czarnym, duszącym mroku, a przez niemal całe
lato jej mieszkańcy mają do czynienia ze zjawiskiem, które filmowcy
zwykli określać magic hour. Do tego wszystkiego jeszcze w każdej chwili
może wybuchnąć wulkan, a
wtedy otwierają się
bramy piekieł. Czy życie w bliskości
gorących źródeł,
wulkanów i
lodowców na niedużej
w końcu
wyspie, smaganej
przez wichury i oblewanej falami oceanu, nie skłania do wiary w
istoty nadprzyrodzone, inne niż chrześcijański Bóg? Bo przecież Bóg
nie może być tak okrutny i niesprawiedliwy. Po wprowadzenia chrześcijaństwa wielu ludzi nadal
czciło dawnych bogów, ale stopniowo religia chrześcijańska zaczęła
wypierać religię ojców przyswajając sobie jednocześnie wiele pogańskich
wątków. Jednym z nich była wiara w duchy i istoty nadprzyrodzone. Tak oto
wiara w elfy, trole, zjawy (draugar), gnomy (dvergar), wynaturzone zwierzęta
(kynjadir), chłopców gwiazdkowych (Jólasveinat), duchy lotne (loft
andar), istoty boskie (godverur) i opiekuńcze duchy kraju (landvaettir) żyła
w symbiozie z chrześcijaństwem i utrzymuje się dotąd.
Na opis
wszystkich tych istot mamy za mało miejsca, w tym artykule
ograniczymy się więc tylko do elfów, a o pozostałych napiszemy przy
innej okazji. Na wstępie zacznijmy jednak od duchów opiekuńczych Islandii
bowiem od nich najprawdopodniej
zaczęła się
wiara w istoty nadprzyrodzone. Wyobrażenie o duchach opiekuńczych zmieniało się na
przestrzeni wieków, ale zawsze wierzono, że trzymają one pieczę nad wyspą.
Nie jest też wykluczone, że rozumiano przez nie wszystkie istoty
nadprzyrodzone, poza tylko niektórymi zjawami. Mogły być one duże lub małe,
mieszkały w górach, pagórkach, skałach, wodospadach, jeziorach
i w morzu. Każdy region, a nawet gospodarstwo mogło mieć swoje
duchy opiekuńcze i wiara w nich była sprawą prywatną każdego człowieka.
Być może był to właśnie najbardziej pogański obyczaj ze wszystkich
dawnych zwyczajów. Istnieje też wersja wierzeń, że duchy opiekuńcze
zamieniły się w trole, elfy i inne istoty. Utrzymywano również, że
ludzie wstępując na skały czy pagórki zamieniali się w duchy opiekuńcze.
Wśród opowieści o duchach można znaleźć wiele odwołań do Biblii
(duchy przypominają np. aniołów stróży z Księgi Objawienia i Proroctwa
Ezechiela). Elfy miały różne nazwy w języku islandzkim. Określenie
alfur pojawia się po raz pierwszy w Eddzie Snorriego. Jest tam bowiem mowa
o jasnych elfach (ljósalfar), które były piękniejsze niż słońce i łagodnie
usposobione, a mieszkały w Świecie Elfów (Alfheimur), który znajdował
się w niebie, w pobliżu świata bogów. Edda wspomina też o ciemnych
elfach (dökkalfar), istotach o bardzo złym usposobieniu, czarniejszych niż
smoła i zamieszkujących wnętrze ziemi. W XV w. pojawia się słowo
huldumadur, a pod koniec XVII w. hudultólk
(od słów hulid -
ukryte, tajemne,
schowane i tólk - ludzie). Jeśli istnieje jakaś różnica między
tymi określeniami w literaturze, to chyba taka, że wśród elfów zdarzają
się królowie, natomiast nic nie wiadomo, by huldufólk mieli jakichś władców.
Istnieje też jeszcze jedno określenie elfów - ljuflingur, które oznacza
milusiński. Uważa się,
że islandzkie elfy są podobne do ludzi, ba, że są takie same, tyle że
niewidzialne dla tych ludzi, którzy nie mają daru jasnowidzenia. Chyba, że
chcą się ujawnić. Zamieszkują wnętrza pagórków,
skał, gór i
prowadzą tam gospodarstwa, zupełnie jak ludzie. Z tym, że hodowane przez
nie bydło i owce, podobnie jak właściciele, są niewidzialne. Co
charakterystyczne i pewnie dość dziwne, elfy najczęściej są wyznawcami
religii katolickiej. Ci, którzy potrafią je widzieć powiadają, że elfy
są przeważnie dostojniejsze od ludzi, urodziwsze i mają delikatniejsze
rysy twarzy. Kobiety elfy są szczupłe i wysokie, choć z biegiem czasu
zdarza się im przytyć. Przeważnie
ubierają się elegancko. Jeśli chodzi o kolorystykę, to przeważają
kolory niebieski i czerwony. Ich szaty często przyozdabiały złote guziki,
brosze, spinki i inne klejnoty. Ubrane odświętnie mają na sobie islandzki
strój ludowy. Niemniej
niektórzy spośród tych, którzy mieli okazję spotkać się z elfami
twierdzą, że górna warga u elfów jest wypukła,
zaokrąglona od
przegrody nosowej, a nawet, że brak im tej przegrody. Elfy zazwyczaj
nie są nachalne, nie narzucają się ludziom, chociaż czasem zdarza się
im szukać u nich pomocy i miłości. A gdy już uda się im zdobyć czyjąś
przyjaźń pozostają jej wierni. Jednak, gdy zawiodą się na kimś, długo
to pamiętają. Istnieje wiele wersji pochodzenia elfów.
Najbardziej znana mówi o tym, że kiedy Adam i Ewa zostali wypędzeni z
raju i doczekali się dużej gromadki dzieci, Pan Bóg zapowiedział się do
nich z wizytą. Ewa zaczęła myć dzieciarnię, lecz nim zdążyła umyć
wszystkie pociechy, Bóg stanął u drzwi i rozległo się gromkie pukanie.
Ewa ukryła brudne dzieci, a Panu Bogu przedstawiła tylko czyste. Wtedy Bóg
rzekł: co jest ukryte przede mną, niech będzie niewidzialne dla ludzi.
Inna opowieść mówi o tym, jak to kiedyś Szatan wszczął bunt w
niebie, za
co jego
oraz popleczników
zepchnięto w otchłań najczarniejszą. Ci zaś, którzy ani z nim,
ani przeciwko niemu nie byli, zostali przepędzeni na ziemię, nakazano im
mieszkać w skałach i górach i nazwano elfami. Jest jeszcze jedna opowieść,
która łączy Stary Testament i pogańskie przesądy. Mianowicie ani Adam,
ani Pan
Bóg nie
potrafili znaleźć wspólnego
języka z pierwszą żoną Adama. Dlatego Bóg zesłał sen na małżonków,
po czym dla Adama stworzył Ewę, a dla Adamowej kobiety nowego mężczyznę
i stali się oni przodkami elfów. Pierwsza żona Adama miała na imię Alvör,
zaś jej nowy mąż Alfur (Elf). Dalszy ciąg owej historii mówi o tym, że
z jakichś względów Adam nie dzielił łoża z Ewą zbyt długo i z
pierwszą żoną począł elfy, mimo trwania związku małżeńskiego z Ewą. Zdarza się - jak choćby w przypadku budowy parkingu
przydrożnego - że elfy mają jakieś sprawy do ludzi lub szukają miłości
wśród ludzi. I tu można wyróżnić dwa rodzaje
podań ludowych. Mamy
więc opowieści,
w których kobiety - elfy zachodzą w ciążę z mężczyznami ludźmi oraz
takie, w których niewiasty ludzkie przeżywają rozkoszne, lecz tragiczne w
skutkach przygody z elfami. W pierwszych
potępia się
brak odpowiedzialności
w sprawach sercowych u mężczyzn, w drugich lamentuje nad losem kobiet. Jako przykład przytoczmy opowieść o Czerwonogłowym
(Raudhöfdi), którą znaleźć można w III tomie Islendskar Thjódsögur
(islandzkie podania ludowe) Jona Amasona. Otóż dawno temu mężczyźni
chadzali na skały Geifluglasker łapać ptactwo i zbierać pierze. Nigdy
jednak nie zapuszczano się w najdalsze rejony skał, gdyż były one
siedliskiem istot nadprzyrodzonych, które porywały dzieci. Którejś
jesieni wybrała się tam łódź z załogą i nie powróciła. Przez całą
zimę żaden z członków załogi nie dawał znaku życia, a na wiosnę wrócił
tylko jeden z nich, Ami. Był on człowiekiem żonatym, miał dzieci. Nikomu
nie chciał powiedzieć, co się z nim i towarzyszami działo. Pod koniec
lata poszedł Ami na mszę. Podczas niej do wypełnionego po brzegi kościoła
weszła dostojna kobieta z kołyską
przykrytą czerwonym
suknem. Zostawiła
ją i wyszła. Pastor wyszedł też dając znak Amiemu, by udał się
za nim. Przed kościołem zapytał się go, czy nie chciałby ochrzcić
dziecka. Ami nie zgodził się na to. Pastor ponowił pytanie prosząc, by
tak nie postępował, gdyż potem może tego żałować. Mimo to Ami nie
zgodził się na chrzest dziecka. Wrócili wiec do kościoła, gdzie pastor
powtórzył pytanie, ale Ami po raz trzeci się nie zgodził. Wtedy w kościele
znów pojawiła się kobieta, zdarta czerwone sukno z kołyski i rzekła:
„ niechaj kościół zatrzyma to na pamiątkę tego łotrostwa”.
Sukno okazało się pięknym i cennym ornatem. Wściekła kobieta uniosła
kołyskę i przemówiła: „wielebny, wam nic nie zrobię, boś chciała
dopełnić swego obowiązku, lecz ty Ami wiesz, czegoś dokonał i dlatego
zamienisz się w najstraszniejszą rybę i wiele okrętów sprowadzisz na
mieliznę, a zawsze wśród twoich potomków aż do osiemnastego pokolenia będzie
jakiś nieszczęśnik”. Zniknęła
z kołyską,
a Ami stał
w drzwiach
kościoła w czerwonej
czapce na
głowie. Zaczął
puchnąć i wariować, nieregularnie porykiwał. Ludzie rzucili się
na niego chcąc
go związać,
lecz on
wyrwał się
im i najkrótszą drogą pobiegł do morza. Zamienił się w morzu w
okrutnego wieloryba, który miał czerwoną głowę i był bardzo
niebezpieczny dla statków. Wśród opowieści o Elfach wiele jest takich, w których
przychodzą one do ludzi i proszą o przysługę lub pożyczenie jakiegoś
przedmiotu. Przytoczmy tutaj zdarzenia, które miały miejsce współcześnie
i zostały opisane w książce wydanej w 1962 r. przez Sigurdura Nordala i
Thorbergura Thordarsssona. Birgir Thorodsen w roku 1957 pracował przy budowie
domku letniskowego, który stawiał do spółki z Jonem Sigurdssonem na
wschodnim brzegu jeziora w Thingvellir. Dom stał już w stanie surowym,
kiedy któregoś dnia zabrakło gwoździ i listew na okiennice. Wysłał po
nie do Reykjaviku żonę i dwóch synów, którzy mieli
wrócić następnego dnia, a sam pracował do późna w nocy. Kiedy już kładł
się spać zdawało mu się, że już świta. Pomimo zmęczenia nie mógł
zasnąć i dopiero po godzinie popadł w drzemkę. Podczas niej odniósł
wrażenie, że nie jest w domu sam. Zdawało mu się, że widzi, a raczej
odczuwa obecność wysokiej i szczupłej
kobiety, ubranej w długą i niebieską suknię. Jej twarzy wyraźnie
nie widział, zdała mu się jedynie białą, owalną plamą. Kobieta
zatrzymała się na środku pokoju i przemówiła do niego: - Też
budujemy dom i potrzebujemy piły. - To
weźcie moją do jutra. Leży na stole - odpowiedział. Nie miał siły
by wstać
i podać jej piłę, ale
zauważył, że wzięła ją ze stołu i wyszła. Kiedy obudził się rano,
nie mógł znaleźć piły i wtedy przypomniała mu się nocna historia.
Jeszcze raz stwierdził, że na stole nie ma piły. Wkrótce potem przyjechała
żona z dziećmi. Wyszedł im naprzeciw by pomóc przynieść zakupy. Kiedy
po kilkunastu minutach wszyscy znaleźli się domku, piła leżała
na stole, dokładnie
w tym
samym miejscu, w
którym położył ją poprzedniego dnia! Opowieści o elfach brzmią jak baśnie, klechdy czy legendy, jakich pełno pod każdą szerokością geograficzną. Każdy naród ma swoje opowieści folklorystyczne, które zawsze kończą się podobnie. Zło bywa ukarane, triumfuje moralność i dobro. Podobnie jest w opowieściach o elfach, jednak trzeba dodać, że wiele z nich nie ma baśniowej pointy. Tak jest też zresztą w wielu innych podaniach islandzkich.
| |