Trole
islandzkie
Najbardziej chyba „eksportowymi” stworami islandzkich, czy
szerzej skandynawskich zaświatów, są trole. Islandzkie słowo
tröll pochodzi od czasownika ad trylla, c o znaczy zarówno
wprawiać kogoś w szał jak i oczarowywać. Dziś
zdecydowanie częściej używane jest w pierwszym znaczeniu. Z
początku słowa tröll używano dla nazwania złych duchów
lub jako określenia obraźliwego. Wnet jednak słowem tym
zaczęto nazywać mieszkańców skał, wśród której to społeczności
mężczyznę nazywa się także jötunn, risi czy thurs, a
kobietą flagd, gygur i skessa. Trole są istotami w ludzkim
ciele, lecz o wiele większymi i groźniejszymi od ludzi.
Niekiedy uważa się ich za gatunek starszy niż ludzie. Trole
są poganami i nie tolerują śpiewania psalmów i bicia dzwonów.
Mieszkają w najwyższych partiach gór i żywią się mięsem
zwierzęcym i rybami. Większość spośród nich nie cierpi
dziennego światła, toteż jeśli padnie na nie blask słońca,
zamieniają się w głazy. Uosobienie mają trole różne.
Niektóre
z nich to groźni i zachłanni ludożercy, jak Gryla, która
jest matką gwiazdkowych chłopców, którzy w XX wieku
przedzierżgnęli się w św. Mikołajów, a inne są
dobrotliwe i od razu chętnie służą ludziom pomocą. Te
wielkoludy przeważnie są głupie, niemniej zdarzają się wśród
nich istoty z pewną inteligencją. Zawsze jednak są trole
szczere, prawdomówne i zawsze dotrzymują raz danego słowa.
Chociaż bywało i tak, że trole zwabiały do siebie chłopców
i dziewczęta i jeśli porwanym nie udało się wywinąć lub
uciec, zmuszane były do życia z trolami. Z tych związków
rodzili się tzw. mieszańcy lub półtrole. Podobno w XVI
wieku wymierać zaczęły trole płci męskiej, a kobiety
trole zupełnie wymarły w XIX wieku. Uważa się, że
odwrotnie niż w przypadku elfów, wiara w trole nigdy nie była
żywa. Opowieści o trolach traktowano zazwyczaj jak baśnie,
legendy , podania. Nie da się jednak ukryć, że opowieści
te były równie niewiarygodne, co opowieści o elfach. I tak
jak one, niosą w sobie siłę przekonania. Wiele spośród
opowieści o trolach zawiera elementy czy wskazówki, które
mają uwiarygodnić opowieść. Dotyczy to często rozmaitych
drobiazgów, przedmiotów, które istnieją naprawdę. A to
jakiś trol ofiarował komuś ozdobę swej laski i ta znajduje
się w drzwiach kościoła, to znów ktoś otrzymał przed
wiekami jakiś dzban od trola i dzban ten można tu czy tam
oglądać. Często też owe opowieści spisywane są niby według
relacji uczestników wydarzeń, co zresztą dotyczy także
opowieści o elfach. Z tego należy wnioskować, że opowieści
o trolach musiały jednak przemawiać do odbiorcy w dawnych
czasach, i że strach przed trolami istniał. Strach ów musiał
istnieć jeszcze w roku 1930, gdyż wtedy to właśnie
wielebny Pall Tomasson biskup musiał pokropić Skałę na
Grimsey, bowiem inaczej ludzie nie odważyliby się wspiąć
na nią, gdyż „podnóże skalne zostało rozszarpane przez
mieszkańców skały”. Jedynymi wciąż żywymi opowieściami
o trolach są opowieści o Gryli. Imiona tej trolicy i jej męża
pojawiają się już na kartach Eddy Snorriego. Mieli oni
podobno być strasznymi ludożercami, rozsmakowanymi zwłaszcza
w dzieciach, nie gardzącymi jednak i dorosłymi. Gryla była
głównie wykorzystywana do straszenia dzieci, gdyż jak się
zdaje mniej przypominała człowieka niż inne trole.
W
ostatnich jednak latach Islandczycy nie straszą dzieci, w związku
z czym podania na temat Gryli odeszły do lamusa. Ożywają
jednak w okolicach Świąt Bożego Narodzenia, bo wtedy właśnie
schodzą z gór jej synowie. Ich rola jednak też się zmieniła
z biegiem czasu, bowiem niegdyś przychodzili oni straszyć
ludzi, a teraz, przebrani w czerwone stroje św. Mikołaja,
przynoszą dzieciom prezenty. Zjawy - te w literaturze
pojawiają się dopiero w sagach, choć niezbyt ich tu wiele.
„Saga o Grettirze” jest zapewne sagą, w której najwyraźniej
zaznaczyły się duchy. Tak naprawdę to dopiero po przejściu
Islandii na protestantyzm duchy zaczęły się gromadnie
pojawiać w literaturze zdominowanej do tej pory przez elfy i
trole. Znawcy tematu upatrują przyczynę w tym, że wiara w
zjawy w religii protestanckiej zastąpiła katolicką wiarę w
świętych. Jest kilka gatunków zjaw, w zależności od tego,
jaki jest powód ich pojawiania się. Po pierwsze należy
wymienić atturganga, czyli widmo, które ukazuje się z własnej
woli, z różnych oczywiście powodów. Można tu wymienić na
przykład miłość do pieniędzy, jaką żywiły za życia,
albo fakt, iż uważają, że źle potraktowano ich ziemskie
szczątki. Najwięcej jest jednak takich, które pożądają
jakiejś osoby, kobiety lub mężczyzny i zjawiają się, żeby
z tą osobą obcować. Inny typ to zjawy wywołane z pomocą
czarów i wysłane po to, by komuś szkodzić. To są tak
zwane uppvakningar, czyli zjawy obudzone. Są też takie, które
przywiązane są do jakiegoś miejsca, na przykład do farmy
czy jeziora, albo domu. I to są te istoty nadprzyrodzone, które
największy wpływ, obok elfów, wywierają na życie współczesnych
islandczyków. Pierwszą taką zjawą, z którą przybysz może
się spotkać już w drodze z lotniska w Keflaviku do
Reykjaviku jest Stapadraugur. Jest to duch, który krąży w
okolicach Njardviku i Voga na półwyspie Reykjanes i często
nawiedza podróżnych. Jednak od czasu wybudowania drogi z
Keflaviku do Reykjaviku, pokazuje się coraz rzadziej. Takich
opowieści jest oczywiście co niemiara. Właściwie każdy
Islandczyk spotkał sam lub zna kogoś, kto zetknął się z
jakąź zjawą. Może to świadczyć o tym, że wiara w istoty
nadprzyrodzone jest w Islandii rzeczą powszechną, choć
oczywiście nie każdy przyznaje się do niej.
Czasem
jednak zdarza się, że zjawa ukazuje się całej rodzinie, może
nawet tylko po to, by w nią uwierzono. Albo, że człowiek
sam prowokuje, niechcący, pojawienie się ducha. A oto przykłady:
Do starego, drewnianego domu w centrum Reykjaviku, do jednej
jego części sprowadziła się rodzina z dziećmi. Czynsz nie
był wygórowany, a ponieważ właśnie odkładali pieniądze
na dom, skorzystali z okazji. Właścicielem mieszkania był
reżyser teatralny Gudjón Pedersen. On także mieszkał w tym
domu. Lokatorom mieszkało się dobrze, tyle, że dzieci nie
zawsze mogły spać. Budziły się w nocy z płaczem, krzyczały,
przewracały z boku na bok. Rodzice zwalili to na karb nowego
miejsca i sądzili, że wszystko wróci do normy. Kiedy po upływie
z górą miesiąca dzieci nadal nie sypiały po nocach,
rodzice również zaczęli czuć się coraz gorzej. Jęli się
więc zastanawiać nad przyczynami tego stanu rzeczy. Długo
nie mogli ich odgadnąć, aż którejś nocy kobieta obudziła
się w nocy z bijącym sercem, szybko zapaliła światło i
obudziła męża. Oboje ujrzeli zjawę znikającą w lustrze.
W związku z tym małżonkowie postanowili odwieźć dzieci do
dziadków i udać się na rozmowę do właściciela. Ten
jednak zaprzeczył istnieniu jakiegoś lokalnego ducha i
stwierdził, że w duchy w ogóle nie wierzy, że ich nie ma.
Małżonkowie byli coraz bardziej zmęczeni, cierpieli na
bezsenność. Którejś nocy żona wróciła dość późno z
pracy. Zbliżając się do domu widziała, że wszystkie światła
były pogaszone, natomiast kiedy weszła, mąż spał
smacznie, a światła się świeciły. W całym mieszkaniu
unosił się zapach tabaki, który wraz z upływem czasu stawał
się coraz intensywniejszy, aż w końcu zaczęto małżonków
wypytywać w pracy, czy zaczęli wąchać tabakę. Wówczas po
raz drugi udali się do gospodarza i zapytali go, czy zaczął
brać tabakę, a on wystraszony opowiedział im o kobiecie, która
za życia zażywała tabakę i była bardzo nachalna, a po śmierci
jej duch krąży po dzielnicy, od domu do domu, i straszy
mieszkańców. Uwierzył w duchy. A teraz druga historia, którą
opowiedział jeden z uczestników wydarzenia. W Islandii
bardzo popularne są kilkudniowe wyprawy konne w głąb kraju.
Kilkunastoosobowe grupy turystów wraz z kilkoma przewodnikami
przemierzają środek wyspy. Często zdarzają się podczas
tych wycieczek dziwne sytuacje, kiedy to na przykład raz jest
zimno, wieje wiatr i pada śnieg, a za kilkanaście minut
temperatura sięga powyżej dwudziestu stopni. Cała wyprawa
polega na tym, że jedzie się konno przez kilka lub kilkanaście
dni, zatrzymując w specjalnie do tego przygotowanych
schroniskach, czynnych zresztą tylko w okresie letnim.
Pewnego lata zdarzyła się rzecz następująca: kiedy grupa
turystów wraz z przewodnikiem przybyła do schroniska, jedna
z turystek, pisarka z Danii zafascynowana duchami islandzkimi,
poprosiła przewodnika, by opowiedział jej jakąś opowieść
związaną z tym miejscem. Ten poprosił o pomoc gospodarza i
wspólnie wymyślili jakąś bajkę o dziewczynie, która nie
mogła wyjść za chłopca, którego kocha, bo rodzice chcieli
wydać ją za bogatego gospodarza. Zrozpaczone dziewczę
powiesiło się i straszy niekiedy po nocach. Tej nocy jednak
jej duch zostawił zdrożonych turystów w spokoju. Rano
pojechali dalej. Rok później sytuacja się powtórzyła.
Jakaś turystka domaga się jakiejś opowieści o duchach związanej
z tą okolicą. Ten sam przewodnik woła tego samego
gospodarza, który zaczyna się denerwować. Przewodnik
zabiera go na stronę, a ten zarzeka się, że nigdy już nie
będzie zmyślał podobnych historii. Przewodnik uspokaja go i
pyta o powód. A tamten mu odpowiada: „Słuchaj, zmyśliliśmy
w ubiegłym roku tę historię. Skończyło się lato, przyszła
jesień. Przyjechałem tu, żeby przed zimą naprawić
ogrodzenie, zamknąć stajnię i schronisko, zakonserwować
wszystko na zimę. Zajeżdżam, patrzę, stoi samochód.
Pewnie ktoś przyjechał poszwendać się po okolicy, myślę.
Naprawiam płot, ale nagle czuję, że muszę do toalety.
Wchodzę do schroniska, które nie było jeszcze zamknięte na
klucz, otwieram drzwi, patrzę, a na wysokości moich oczu
wiszą nogi. Dziewczyna. Powiesiła się.” A trzeba
powiedzieć, że zarówno przewodnik, jak i gospodarz byli do
tej pory nie wierzyli w duchy. Na koniec chciałbym przytoczyć
jeszcze jedną opowieść, z pogranicza świata duchów i
wielkiej polityki, która w dość szczególny sposób wiąże
się z historią powszechną, a może nawet i z historią
Polski. W 1986 r. w Reykjaviku odbył się brzemienny w skutki
szczyt Gorbaczow - Reagan. Mężowie stanu prowadzili rozmowy
w domu, który nazywa się Höfdi. Dom ten od zakończenia
wojny należał do ambasady Królestwa Wielkiej Brytanii, ale
w roku 1950 ambasadorowi brytyjskiemu wydał się bardzo
nawiedzany przez duchy. Uzyskał więc pozwolenie od swoich
zwierzchników na jego sprzedaż. Wiele osób o zdolnościach
parapsychologicznych twierdzi, że widziały, jak duch unosi
się w sali obrad, lecz na razie nie wiadomo, jaki konkretnie
wywarł wpływ na rozmowy.
Przytoczyłem
tu zaledwie niewielką cząstkę tego, co każdego dnia dzieje
się w Islandii. Czy są to tylko baśnie - nie wiem. Czy
istnieją istoty nadprzyrodzone, także nie wiem. Chociaż
jedno wydaje się być pewne: w Islandii istnieją.
Jacek Godek
|