Z prezydentem RP w Islandii
Nie spodziewałem się tego zaproszenia. Zaskoczenie było pełne, gdy na początku maja moja sekretarka zawiadomiła mnie, że dzwoniono z Kancelarii Prezydenta RP. Radość moja była nie mniejsza od zaskoczenia, gdyż miałem znaleźć się ponownie na tej dalekiej wyspie, po raz pierwszy od dnia jej opuszczenia, czyli od 1959 r. Po długim, prawie dwutygodniowym okresie oczekiwania, nadszedł ten dzień – dzień odlotu. 12 maja 2000 r. o godz. 11.00 przyjechałem na lotnisko wojskowe, skąd wylatywał samolot Prezydenta RP do Islandii. - godz. 11.40 razem z prawie 70 osobami jestem proszony o zajęcie miejsca w samolocie. Moimi współtowarzyszami podróży są dziennikarze oraz biznesmeni, no i oczywiście oficjalna delegacja. - godz. 11.55 pod samolot podjeżdża limuzyna, Prezydent wraz z małżonką wsiada do samolotu, i punktualnie o 12.00 startujemy. Po prawie trzech godzinach lotu kapitan zawiadamia nas, że zbliżamy się do wyspy, której zarysy widać już z okna samolotu. Sama biel – wyspa cała w śniegu. Po około 20 minutach lądujemy w Keflaviku. Gdy samolot zatrzymał się na płycie lotniska, widać było przez okienko jak powolnym krokiem zbliża się kompania honorowa... policji w składzie siedmiu funkcjonariuszy. Gwoli wyjaśnienia, przypominam, że Islandia będąc krajem neutralnym, nie posiada wojska. Pogoda na wyspie kiepska. Pochmurno, silny wiatr i co chwila popaduje, temperatura ok. 10° C. W Warszawie
w dniu wylotu było ich ponad 20. Prezydent Kwaśniewski wraz z małżonką i delegacją wsiadają w oczekujące samochody i odjeżdżają do Bessastadir, rezydencji Prezydenta Islandii, gdzie nastąpi oficjalne powitanie
i spotkanie z członkami rządu oraz korpusem dyplomatycznym. My zostaliśmy ulokowani w autokarach i pojechaliśmy za Prezydentem do rezydencji. Tam, na przejmującym i bardzo silnym wietrze, odbyło się oficjalne powitanie. Wieczorem tego samego dnia Prezydent Grimsson wydał na cześć polskiej pary prezydenckiej oficjalną kolację, w której i ja miałem przyjemność brać udział.
Z ciekawostek mogę tu wymienić, że podano m.in. sorbet z ogórka. Ciekawym punktem programu był występ jednego z czołowych skrzypków islandzkich, którym okazał się mieszkający od kilkunastu lat na wyspie nasz rodak. Do tego wątku nawiązał też Prezydent Grimsson w swym przemówieniu. Podkreślił on, iż Islandię zamieszkuje ok. 2 tys. Polaków, i że stanowią oni największą grupę etniczną na wyspie. Co zaś warte podkreślenia, są oni w swej zdecydowanej większości, cenionymi pracownikami zatrudnionymi głównie w przetwórstwie rybnym. Są też i tacy, jak ów skrzypek, którzy walnie przyczyniają się do rozwoju życia kulturalnego wyspy. Wróćmy jednak do oficjalnego programu w Bessastadir. Prezydent RP wraz z częścią delegacji rozpoczął rozmowy z Prezydentem Islandii, my zaś biznesmeni, po krótkim lunchu w hotelu, pojechaliśmy do siedziby Islandzkiej Izby Gospodarczej, w której odbyło się seminarium gospodarcze. Odczytano parę szalenie nudnych, nic nie wnoszących referatów oraz wygłoszono parę mało znaczących przemówień. Jak mi wyjaśnił dyrektor jednej z polskich stoczni remontowych, nam chodzi o to aby Islandczycy remontowali swoje statki u nas (a nie w Chinach, gdzie jest to podobno o wiele tańsze), a im zaś o to aby Polska kupowała ich ryby, które są droższe od norweskich. Na koniec tego nudnego spotkania przybyli obydwaj Prezydenci, którzy krótko poparli interesy każdego z krajów. Następnego dnia, o 8.00 rano już z bagażami, bo to dzień odlotu, wsiedliśmy do autokaru, który zawiózł nas na zwiedzanie zakładu przetwórstwa rybnego w Reykjaviku. Wszyscy zostaliśmy odziani od stóp do głów w plastikowe białe odzienie i dopiero tak ubrani zostaliśmy wpuszczeni na teren zakładu. Oczywiście najbardziej “rzucał się w oczy” niezmiernie intensywny zapach ryb. A reszta była naprawdę bardzo ciekawa – pełna automatyzacja – ryby tam głosu nie mają. Po zwiedzeniu zakładu pojechaliśmy do Thingvellir – miejsca zgromadzeń od X wieku parlamentu islandzkiego. Przed wejściem na ów teren Panowie Prezydenci posadzili drzewka w “Lesie Przyjaźni”. Las ów sięgał Prezydentowi Kwaśniewskiemu do pasa, zaś jego połacie rozciągały się powierzchni ok. 500 m2. Jeżeli założyć, że na drzewko przeznacza się ok. 2 m2 terenu, to ów las składa się z około 220 - 250 drzew. Ale w Islandii wszystko jest małe. Jadąc do Thingvellir minęliśmy po drodze dom islandzkiego pisarza noblisty, zmarłego przed dwoma laty Halldóra Kiljana Laxnessa. Mieszkając w Islandii w latach dziecięcych, miałem okazję i zaszczyt poznać go osobiście, gdy byliśmy razem z moimi rodzicami zaproszeni do niego do
domu. Po zwiedzeniu Thingvellir udaliśmy się do stacji, która przepompowuje i zaopatruje w gorącą wodę Reykjavik, i jest jednocześnie elektrownią. Imponujący jest w tym fakt, że owa stacja znajduje się w odległości ok. 80 km od Reykjaviku. Jak duża jest odległość na którą trzeba tę wodę pompować, a przy tym nie stracić znacznej ilości ciepła! Kolejnym imponującym zjawiskiem jest to, iż stacja ta sterowana jest z Reykjaviku. Na miejscu zatrudnieni są tylko przewodnicy oprowadzający wycieczki. Kolejnym punktem programu wizyty Prezydenta Kwaśniewskiego był jego odczyt na Uniwersytecie. Na odczyt ten przybyło sporo Polonii młodego i średniego pokolenia oraz niewielka grupa Islandczyków. Odczyt jak to odczyt, nic w nim fascynującego nie było. Dyskusja też była mało ożywiona. Zasadniczym problemem poruszonym przez środowisko polonijne był brak polskiego konsulatu. Prezydent nie podchwycił tego tematu i raczej starał się wyjaśnić, że nie nadszedł jeszcze czas aby takowy w Islandii ustanowić. Po odczycie odbył się krótki cocktail wydany przez Prezydenta Kwaśniewskiego na cześć Prezydenta Islandii. Bezpośrednio stamtąd pojechaliśmy na lotnisko, aby udać się w powrotną drogę do kraju. Samolot prezydencki wylądował w Warszawie koło północy.
Bogdan Gumkowski
Wiceprezes TPP-I,
Konsul Honorowy Islandii w Warszawie (w 2000r.)
Od redakcji: Podczas wizyty doszło do dwóch poważnych
wpadek protokolarnych. Rozpoczynając przemówienie w Althing
Prezydent Kwaśniewski rozpoczął od powitania
przedstawicieli... obydwu izb parlamentu, choć od lat na
Islandii parlament jest jednoizbowy. Sytuację próbował ratować
później prezydencki minister, który zaproponował
Islandczykom... wspólne manewry wojskowe, choć Islandia nie
posiada armii.
|